Budząc się rano w zacisznym kąciku najwyższego piętra międzynarodowego lotniska w Asuncion w Paragwaju zastanawiam się, jak wyglądało moje życie rok temu.
Zabawne, jak daleko mogą się w tak krótkim czasie przesunąć granice tego, co jest normalne.
Pakuję śpiwór i schodzę na dół szukać kantoru. Kolejny kraj i nowa waluta – guarani.
Guarani to nazwa plemienia, które zamieszkiwało tereny Paragwaju przed przybyciem białych w 1537 roku.
Ludność guarani wchłonęła konkwistadorów, co zaowocowało mieszanką kultur i ras.
W rezultacie, 95 proc. populacji Paragwaju to Metysi, którzy z dumą mówią co najmniej dwoma językami.
Jednak to pozostałe 5 proc., wywodzące się z dwudziestowiecznej europejskiej emigracji oraz garstka Japończyków stanowi najbogatszą część społeczeństwa.
Guarani to jedyny rdzenny język amerykański, który przetrwał na taką skalę i posiada wersję pisaną. Obowiązkowo uczy się go w szkołach.
Ogromny wpływ na rozwój kraju mieli też Jezuici, którzy zakładali misje we wschodnim Paragwaju i na terenach należących dziś do Brazylii i Argentyny, które butny Paragwaj utracił w wielkiej wojnie w latach 1865-1870.
Tam uczono Indian nowych rzemiosł, metod uprawy ziemi i zapoznawano z europejską kulturą, chroniąc jednocześnie przed łowcami niewolników z Brazylii.
Kiedy potęga zakonników zaczęła razić Madryt, wyrzucono ich w 1767 roku z kraju, pozostawiając budynki misji na zniszczenie.
Zwiedzając Asuncion zastajemy Panteon Bohaterów i osiemnastowieczny Dom Niepodległości – najstarszy budynek w mieście – zamknięte i możemy jedynie pobieżnie zapoznać się z historią kraju w jezuickim budynku Muzeum Kongresu. Sjesta jest rzeczą świętą.
Szukanie historii w 200-letnim zaledwie Paragwaju, kiedy się mieszka w Krakowie, nie ma jednak specjalnego sensu.
Paragwajczycy spędzają większą część dnia siedząc w cieniu i popijając lodowatą terere (ziołową herbatę).
O tym, jak ważny to dla nich rytuał świadczy fakt, że noszą ze sobą wszędzie termosy z zimną wodą i własnym aluminiowym kubkiem.
Błogosławieństwem dla odciętych od morza Paragwajczyków jest plaża nad Paraną w Encarnacion, która powstała na miejscu często zalewanej starej części miasta.
Problemy bezrobocia i korupcji, które nękają kraj, wolą lokalni omijać, rozmawiając raczej na temat futbolu i wołowiny, z których są bardzo dumni.
Muszę przyznać, że próbowałam tu najlepszej do tej pory wołowiny w swoim życiu.
Dodaj komentarz
Chcesz się przyłączyć do dyskusji?Feel free to contribute!