Budzik zadzwonił przed świtem. Wyszliśmy z chatki o marmurowej podłodze i przeszliśmy dobrze znaną ścieżką przez las do domu gospodyni. Morze huczało złowieszczo, coraz bardziej zachłannie zagarniając teren piaszczystej plaży, która w ostatnim tygodniu była dla nas oazą spokoju i relaksu.

Banka, najpopularniejszy typ łodzi, Filipiny, fot. M. Lehrmann

Banka, najpopularniejszy typ łodzi, Filipiny, fot. M. Lehrmann

Starsza kobieta mimo wczesnej pory stała już na ganku w swetrze narzuconym na koszulę nocną.
– Filipińska pogoda – skwitowała z ciepłym uśmiechem i wyważonym spokojem. – Siostra z Manili obudziła mnie telefonem. W porannej prognozie widziała, że dla naszego rejonu ogłoszono już sygnał pierwszy. Statek prawdopodobnie nie odpłynie.  Lepiej jednak będzie dla was zostać w mieście, sąsiad zawiezie was do portu – pożegnała nas, po czym uściskała i ucałowała, jak to się rzadko zdarza między gośćmi hotelowymi a właścicielami resortów. Jednak poza nami było w nim może czworo gości.

Dziewicza plaża Bon Bon, wyspa Romblon, fot. M. Lehrmann

Dziewicza plaża Bon Bon, wyspa Romblon, fot. M. Lehrmann

Dziewicza plaża Bon Bon, wyspa Romblon, fot. M. Lehrmann

Dziewicza plaża Bon Bon, wyspa Romblon, fot. M. Lehrmann

Plaża Bon Bon, wyspa Romblon, fot. M. Lehrmann

Plaża Bon Bon, wyspa Romblon, fot. M. Lehrmann

Panorama, wyspa Romblon, fot. M. Lehrmann

Panorama, wyspa Romblon, fot. M. Lehrmann

Spędziliśmy kilka wieczorów na plaży Talipasak, tak teraz trudnej do rozpoznania przez złowrogie fale, rozmawiając z właścicielką o wyspie Romblon, która była jej domem. Pięknym zakątku świata w kolebce Filipin, Visayas, jednym z pierwszych terenów, który zajęli i schrystianizowali hiszpańscy kolonizatorzy. Do tej pory morze wyrzuca tu na brzeg szczątki porcelany z zatopionego gdzieś w okolicy tajemniczego wraku szkunera.

Rozmawialiśmy o potędze przyrody Filipin, o którą mieszkańcy niezmiernie dbają, gdyż jest ich jedynym bogactwem. Wspominaliśmy też o dzieciach, które widzieliśmy w Manili, śpiących na kartonach tuż obok pięciogwiazdkowych hoteli. – Bieda jest największym wyzwaniem Filipin – mówiła wtedy nasza gospodyni, emerytowana nauczycielka angielskiego. – Ale Bóg obdarzył nas wieloma błogosławieństwami.

Niebiański spokój, plaża Talipasak, fot. M. Lehrmann

Niebiański spokój, plaża Talipasak, fot. M. Lehrmann

Resort San Pedro, plaża Talipasak, Romblon, fot. M. Lehrmann

Resort San Pedro, plaża Talipasak, Romblon, fot. M. Lehrmann

Marmurowe meble, plaża Talipasak, fot. M. Lehrmann

Marmurowe meble, plaża Talipasak, fot. M. Lehrmann

Bungalow, resort San Pedro, plaża Talipasak, Romblon, fot. M. Lehrmann

Bungalow, resort San Pedro, plaża Talipasak, Romblon, fot. M. Lehrmann

Romblon jest na szczęście inny niż Manila, sielankowo autentyczny. Słynie jedynie z kopalni marmuru, który jest tutaj nieprzywoicie tani, stąd marmurowe podłogi w drewnianych chatach. Przemysł turystyczny niemal w ogóle tutaj jeszcze nie dotarł. Droga z najbliższego lotniska zajmuje dwa dni. Tropikalnych plaż nikt nie odwiedza, a nurkuje się tu jak w akwarium. Różnorodność flory i fauny morskiej jest tak imponująca, że wielu ludzi przyjeżdża na Filipiny tylko po to, co jest pod wodą.

Leniwe miasteczko wiedzie swój żywot tak spokojnie jak przed stuleciami, między rynkiem, portem a gotycką katedrą. Podróżujemy tam po sprawunki z położonej o pół godziny drogi plaży Talipasak czym się da, bo regularnego transportu popularnych jeepney’ów brakuje. Raz na dachu ciężarówki, raz we trójkę na siedzeniu z wynajętym kierowcą motocyklu, a innym razem w kabinie trzykołowego roweru-taksówki.

Kiedy pojawiamy się następnym razem w miasteczku, nasi taksówkarze się nam kłaniają. Obcokrajowców jest tu niewielu, a ci którzy są to raczej nie turyści, a emeryci z Europy, którzy osiedli tu i zadomowili się, dzięki czemu jest na wyspie kilka restauracji o znajomym menu.

Plaża Talipasak, wyspa Romblon, fot. M. Lehrmann

Plaża Talipasak, wyspa Romblon, fot. M. Lehrmann

Domy w wiosce, Romblon, fot. A. Mielczarek

Domy w wiosce, Romblon, fot. A. Mielczarek

Rzeźbiarz w marmurze, Romblon, fot. M. Lehrmann

Rzeźbiarz w marmurze, Romblon, fot. M. Lehrmann

Stare miasteczko, Romblon, Filipiny, fot. M. Lehrmann

Stare miasteczko, Romblon, Filipiny, fot. M. Lehrmann

W tradycyjnej filipińskiej jadłodajni musimy prosić o tłumaczenie z czego składa się każde danie. Prowadzące ją kobiety są jednak niezwykle cierpliwe i uśmiechają się przyjaźnie. Mimo że jesteśmy w samym porcie, nie można tu zjeść żadnej ryby. Rybacy sprzedają je tam, gdzie się im to opłaca. Tutaj za obiad płacimy równowartość 5 zł.

W ten wietrzny poranek, który wybraliśmy na opuszczenie wyspy, która spodziewała się nadejścia tajfunu, w porcie stał już zacumowany statek. Ponieważ tak duże promy przypływają tu najwyżej dwa razy w tygodniu, towarzyszy temu zawsze gorączkowe podniecienie. W biurze przewoźnika kontroler ruchu porozumiewał się z kimś przez radio. – Dzień dobry, jak tam? Gotowi na nadejście tropikalnego sztormu? Żadnej atmosfery katastrofy w głosie.

Nie byliśmy pewni jak się sprawy potoczą, jednak bilety nam sprzedano, nic o sygnale zakazu żeglugi nie wpominając i załoga szczebiocząc powitała nas gorąco na pokładzie. – Dzień dobry, Sir, Ma’am. Chociaż dzień nie był oczywiście dobry, bo przecież wiało tak, że głowy chciało nam pourywać.

Przez radiowęzeł popłynęła modlitwa, abyśmy doprowadzeni zostali szczęśliwie do celu tej podróży i wezwano obsługę do przygotowania się do manewru w doku.

Wybory Miss Romblon, fiesta, fot. M. Lehrmann

Wybory Miss Romblon, fiesta, fot. M. Lehrmann

Uwięziony przez sztorm statek, fot. M. Lehrmann

Uwięziony przez sztorm statek, fot. M. Lehrmann

Kolekcja figurek Dzieciątka Jezus, katedra w Romblon, fot. M. Lehrmann

Kolekcja figurek Dzieciątka Jezus, katedra w Romblon, fot. M. Lehrmann

Wierni z czcią całują figurkę Dzieciątka Jezus, fot. M. Lehrmann

Wierni z czcią całują figurkę Dzieciątka Jezus, fot. M. Lehrmann

Pięć minut później ogłoszono następny komunikat, mianowicie że z powodu nieprzychylnej pogody statek będzie się chronił w porcie Romblon. Ot, żywioł.

W ten sposób spędziliśmy na statku uwięzionym w porcie 48 godzin. Chronienie się przed tropikalnym sztormem nie jest wcale tak dramatyczne, jak możecie sobie wyobrażać. Dostawaliśmy darmowe jedzenie. Zaoszczędziliśmy na hotelu za dwie doby.

Uczestnicy obchodów stają do konkursu kostiumów. Zdjęcie pochodzi od poznanych na wyspie podróżników z Niemiec: http://auszweit.de/

Uczestnicy obchodów stają do konkursu kostiumów. Zdjęcie pochodzi od poznanych na wyspie podróżników z Niemiec: http://auszweit.de/

Fiesta jest dla lokalnych okazją do zabawy. Zdjęcie pochodzi od poznanych na wyspie podróżników z Niemiec: http://auszweit.de/

Fiesta jest dla lokalnych okazją do zabawy. Zdjęcie pochodzi od poznanych na wyspie podróżników z Niemiec: http://auszweit.de/

Stroje plemienne i bodypainting, Festiwal Biniray, Romblon. Zdjęcie pochodzi od poznanych na wyspie podróżników z Niemiec: http://auszweit.de/

Stroje plemienne i bodypainting, Festiwal Biniray, Romblon. Zdjęcie pochodzi od poznanych na wyspie podróżników z Niemiec: http://auszweit.de/

We dnie oglądaliśmy w telewizji papieża, który chroniąc się przed deszczem w żółtym sztormiaku odwiedzał właśnie Tacloban,  zrujnowany przez tajfun Yolanda z 2013 roku. Tak się złożyło, że rejon ten znalazł się akurat w centrum obecnego kataklizmu. – Tajfun tajfunem, ale najgorzej z tym papieżem – mówili zaniepokojeni Filipińczycy. Wizytę trzeba było skrócić.

Wieczorem bardzo atrakcyjne panie prowadziły na górnym pokładzie, na szczęście odsłoniętym od wiatru, karaoke. Na szczęście też mogliśmy pobrać w recepcji numerek i wyjść do miasta.

W mieście wszyscy dopytywali się wzajemnie, czy są na wyspie z wyboru, czy utkwili na tym statku? Chcieliśmy uciec przed złą pogodą, ale z naturą walczyć nie można.

Gotycka katedra na wyspie Romblon, Filipiny, fot. M. Lehrmann

Gotycka katedra na wyspie Romblon, Filipiny, fot. M. Lehrmann

Procesja z figurkami Dzieciątka Jezus, fot. M. Lehrmann

Procesja z figurkami Dzieciątka Jezus, fot. M. Lehrmann

Bębniarze, Festiwal Biniray, Filipiny. Zdjęcie pochodzi od poznanych na wyspie podróżników z Niemiec: http://auszweit.de/

Bębniarze, Festiwal Biniray, Filipiny. Zdjęcie pochodzi od poznanych na wyspie podróżników z Niemiec: http://auszweit.de/

Procesja na zakończenie tygodnia fiesty Biniray, wyspa Romblon, Filipiny, fot. M. Lehrmann

Procesja na zakończenie tygodnia fiesty Biniray, wyspa Romblon, Filipiny, fot. M. Lehrmann

W ten sposób zdążyliśmy też świętować z lokalnymi, oraz z załogą promu, procesję z okazji zakończenia dorocznego festiwalu Biniray. W rejonie Visayas festiwal ma różne nazwy, w pobliskim mieście Kalibo świętuje się go jako Ati-Atihan, w Cebu jako Sinulog, a w każdej gminie znany jest po prostu jako fiesta.
[youtube https://www.youtube.com/watch?v=ftZnpPWfD9s&w=853&h=480]
Idea jest jednak taka sama. Świętuje się przymierze rdzennych ciemnoskórych mieszkańców wysp z przybyłymi tu w XIII wieku z Borneo nowymi osiedleńcami. Dlatego uczestnicy obchodów zakładają plemienne kostiumy na kształt karnawału, np. brazylijskiego i malują twarze na czarno.

Do fiesty włączono z czasem też elementy katolickie, stąd  procesje, tańce i fantastyczna hipnotyzująca muzyka bębnów dedykowane są teraz przede wszystkim Dzieciątku Jezus. – Viva Kay Señor Santo Niño! – krzyczą uczestnicy pochodu.
[youtube https://www.youtube.com/watch?v=HuJvLg1KVeY&w=853&h=480]
Fiesta jest dla lokalnych okazją do zabawy i wytchnienia. Organizatorzy łączą sprawnie elementy religijne i świeckie, zapewniając w ciągu wyczekiwanego przez cały rok tygodnia w styczniu takie atrakcje jak konkursy talentów, wybory miss piękności, a w tym nawet konkurencje dla trzeciej płci, wyścigi łodzi czy walki kogutów.

0 komentarzy:

Dodaj komentarz

Chcesz się przyłączyć do dyskusji?
Feel free to contribute!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *