W swoich podróżach nauczyliśmy się do tej pory unikać wielkich miast. Bo wielkie miasta są wszędzie takie same. Rozżarzone ulice, hałas i tłok, przed którymi najchętniej chciałbyś się schować, drożyzna i komunikacyjne wyzwania. O ile nie jesteś fanem zakupów, wielkie miasta nie mają zazwyczaj nic do zaoferowania. Choć trudno to wytłumaczyć, to właśnie w mieście najłatwiej o samotność i pustkę.

Wizyta w Kuala Lumpur była z góry skazana na niepowodzenie. Bo miał to być koniec naszej podróży. Bo oddalibyśmy wszystko, by zostać jeszcze chwilę na rajskiej filipińskiej wyspie, zamiast pchać się w paszczę ponad milionowego i wielokulturowego miasta.

Na szczęście mieliśmy w tej wyprawie towarzyszy, z którymi wkrótce mieliśmy się niestety rozstać. Przed nimi było jeszcze kilka miesięcy podróży, podczas której tęsknota i zmęczenie miesza się z oczekiwaniem na niewiadome i obietnicą zaspokojenia bezkresnego głodu przygód.

Przed nami tylko powrót do lutowego chłodu i gorzko-słodki smak przedwiośnia, niosącego nadzieję, ale też zapowiedź ciężkiej pracy nad sobą. Bo choć wydawać wam się może, że wielki świat jest niebezpieczny i nieprzyjazny, to nigdzie nie jest tak ciężko żyć, jak w domu.

Metro i lampiony na Chiński Nowy Rok, Kuala Lumpur, Malezja, fot. M. Lehrmann

Metro i lampiony na Chiński Nowy Rok, Kuala Lumpur, Malezja, fot. M. Lehrmann

Wstawać codziennie rano i stawiać czoła wyzwaniom o samorozwoju, karierze i materialnym sukcesie. Udowadniać sobie, że ma się miejsce w pierwszym rzędzie w społecznym teatrze, że nadąża się za trendami, rozumie wszystko, co się wokół ciebie dzieje i że starzeje się z godnością.

Kiedy podróżujesz tygodniami czy miesiącami, niewiarygodną ilość twojego czasu i energii pochłania zorganizowanie sobie noclegu, zaplanowanie posiłków i dopełnienie podstawowej toalety. Pozwala to wsłuchać się w swoje ciało i zająć mózg przetwarzaniem impulsów, które pochodzą z odkrywania nieznanego.

Wysoka architektura, Kuala Lumpur, Malezja, fot. M. Lehrmann

Wysoka architektura, Kuala Lumpur, Malezja, fot. M. Lehrmann

To prosta recepta na wewnętrzny spokój i ukojenie egzystencjalnych niepokojów, stłumienie dekadenckich nastrojów i wypełnienie nie do końca uświadomionych braków. Stan, którzy przyjęliśmy nazywać szczęściem. Nieocenioną w jego osiągnięciu pomocą jest przebywanie w naturze. Miasto, takie jak Kuala Lumpur, wprowadza w zamęt.

Wsiadamy do taksówki na dworcu głównym i jedziemy przez miasto podziwiając wieżowce w centrum, z radia dobiega kojąca muzułmańska modlitwa. Taksówkarz jest jednak poirytowany tym, że znamy tylko adres hostelu i nie potrafimy mu wytłumaczyć, jak tam dojechać.

W końcu wykonuje kilka telefonów i zabiera nas na miejsce, co mogłoby się wydawać uprzejmością, ale odmawia wykonania kolejnego kursu i zawiezienia naszych znajomych dalej do ich hostelu. Nie przyjmuje argumentu, że zapłacimy według stanu licznika.

Kuala Lumpur Tower, Malezja, fot. M. Lehrmann

Kuala Lumpur Tower, Malezja, fot. M. Lehrmann

Po prostu wyrzuca nas z taksówki. Taksówkarze nie chcą włączać taksometru i stawiają absurdalne stawki. Niektórzy stwierdzają, że nie opłaca im się zbyt krótki kurs.

Zrezygnowani i zmęczeni podróżą znajomi postanawiają zostawić torby w naszym hostelu na czas kolacji, ale recepcjonista nie jest tym zachwycony. Wielokrotnie dopytuje się, ile osób zostanie tu na noc, jakbyśmy chcieli waletować przyjaciół w ciasnym pokoju.

Tropikalna roślinność w środku miasta, Kuala Lumpur, Malezja, fot. M. Lehrmann

Tropikalna roślinność w środku miasta, Kuala Lumpur, Malezja, fot. M. Lehrmann

W Bukit Bintang, imprezowej okolicy z przedwojenną architekturą, jemy pyszną kolację w chińskiej restauracji, która przyprawi nas o wielodniowe zatrucie pokarmowe i jadłowstręt. W barze, do którego idziemy na drinka, kobiety piją dziś za darmo, ale kelner strofuje naszego kolegę, że próbuje darmowego drinka swojej dziewczyny. Francuscy turyści ze stolika obok wykłócają się o rachunek, który okazuje się podejrzanie wysoki, ale to ich traktuje się, jakby chcieli coś wyłudzić.

Hang over czyli kac, Kuala Lumpur, Malezja, fot. M. Lehrmann

Hang over czyli kac, Kuala Lumpur, Malezja, fot. M. Lehrmann

I tak przez cały kilkudniowy pobyt. Atmosfera tego miasta jest niewiarygodnie napięta, a mniejszości narzekają na siebie nawzajem. Malajski taksówkarz twierdzi, że weekendowe korki to wina muzułmanów, bo już rozpoczęli piątkową modlitwę.

Z nikim nie można tu dojść do porozumienia. Trudno to polubić. W akcie desperacji postanawiamy opuścić „nowoczesne” miasto i jechać na oddaloną o cztery godziny drogi wyspę Pangkor.

Noc w Kuala Lumpur, odrobina Azji, fot. m. Lehrmann

Noc w Kuala Lumpur, odrobina Azji, fot. m. Lehrmann

Kupujemy bilet na nocny autobus i czekamy na dworcu Pudu, ale autobus nie nadjeżdża i nikt nie potrafi wytłumaczyć dlaczego. Znużeni lokalni podróżni siadają na schodkach peronu. Jest święto narodowe, długi weekend i to pewnie opóźnia przyjazd autokaru. Po trzygodzinnym oczekiwaniu, o drugiej w nocy ktoś zbiera bilety, które wszyscy mu pokornie oddają, a potem każe opuścić dworzec i wyjść na spotkanie autobusu.

Petronas Twin Towers, widok z lądowiska dla helikopterów, które nocą przekształca się w bar, Malezja, fot. M. Lehrmann

Petronas Twin Towers, widok z lądowiska dla helikopterów, które nocą przekształca się w bar, Malezja, fot. M. Lehrmann

Po dwudziestu minutach marszu docieramy do autobusu, który stoi w ciemnej ulicy. Kiedy wsiadamy okazuje się, że nie ma dla nas miejsc siedzących i będziemy musieli spędzić noc na podłodze. Jakaś studentka próbuje nam tłumaczyć, że według kierowcy część podróżnych wysiada przed nami, ale my mamy już dosyć paranoi.

Rozpoczynamy jazdę, ale po kilku minutach stwierdzamy, że nic tutaj nie działa według naszej logiki i nierozsądnie będzie się oddalać z Kuala Lumpur, z którego za niecałe dwie doby mamy odlot do domu. Prosimy kierowcę, by zatrzymał autobus i zostajemy w środku nocy z bagażami na obrzeżach metropolii. Ratuje nas uprzejmy hinduski kierowca i obiecuje odwieźć nas do spokojnego hotelu.

Ot, następna przygoda. Ale tak, w następnych podróżach zdecydowanie będziemy unikać wielkich miast.

Petronas Twin Towers, Kuala Lumpur, Malezja, fot. M. Lehrmann

Petronas Twin Towers, Kuala Lumpur, Malezja, fot. M. Lehrmann

0 komentarzy:

Dodaj komentarz

Chcesz się przyłączyć do dyskusji?
Feel free to contribute!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *