Łódź, samolot, autobus, nocleg, autobus i z Karaibów przenosimy się nad Pacyfik. Ludzie w zatłoczonym miejskim autobusie w Managui są niewiarygodnie uprzejmi. Ściągają nam z ramion ciężkie plecaki i kładą na swoich kolanach.

Widok z okna hotelu, San Juan del Sur, fot. M. Lehrmann

Widok z okna hotelu, San Juan del Sur, fot. M. Lehrmann

Wiedzą, że papież i że druga wojna światowa. Bardzo żałuję, że mój hiszpański nie jest lepszy. Ale uśmiechem też można wiele wyrazić.

San Juan del Sur to naznaczony historią elegancki kurort. Mieszkamy w najstarszym hotelu w mieście, pięknym, drewnianym wiktoriańskim domu.
Nocą wiatr hula nad oceanem trzaskając okiennicami, stary budynek zdaje się chylić od podmuchów, jakby trwał ostatkiem sił dziwiąc się co rano, że jeszcze stoi.

Ulica nadmorska, w tle na wzgórzu figura Chrystusa, San Juan del Sur, fot. A. Mielczarek

Ulica nadmorska, w tle na wzgórzu figura Chrystusa, San Juan del Sur, fot. A. Mielczarek

Najstarszy hotel w mieście, czyli Estrella, San Juan del Sur, Nikaragua, fot. M. Lehrmann

Najstarszy hotel w mieście, czyli Estrella, San Juan del Sur, Nikaragua, fot. M. Lehrmann

Stoi niezmiennie od ponad stu lat, San Juan del Sur, Nikaragua, fot. M. Lehrmann

Stoi niezmiennie od ponad stu lat, San Juan del Sur, Nikaragua, fot. M. Lehrmann

Podłoga trzeszczy opowiadając rzewnie swoje dawne dzieje. Każdy krok na korytarzu odbija się drganiem wiekowych desek w pokojach. Zejście po stromych schodach do łazienki położonej piętro niżej w ogrodzie wymaga nocą w ponad stuletnim przybytku nie lada odwagi.

Oto jednak znów jest dzień. Otwieramy okiennice i mimowolnie wydajemy z siebie westchnienie zachwytu nad pięknem półkolistej brązowej plaży z zacumowanymi w porcie łodziami.

Na wzgórzu w oddali rozrastają się nowoczesne, wygodne hotele, ale za nic nie zamienilibyśmy na nie naszego nawiedzonego domu z odpadającym ze ścian tynkiem. Nad miastem góruje posąg Chrystusa z rozpostartymi ramionami, lśniący w promieniach porannego słońca.

Obrazek z historii San Juan del Sur, Nikaragua, fot. M. Lehrmann

Obrazek z historii San Juan del Sur, Nikaragua, fot. M. Lehrmann

Nad miastem góruje posąg Chrystusa, San Juan del Sur, Nikaragua, fot. Iona Hodgson

Nad miastem góruje posąg Chrystusa, San Juan del Sur, Nikaragua, fot. Iona Hodgson

Zatoka San Juan del Sur, Nikaragua, fot. Iona Hodgson

Zatoka San Juan del Sur, Nikaragua, fot. Iona Hodgson

Trzy pokolenia rodziny zarządzającej hotelem krzątają się już po obejściu, stawiając na naszym stole świeżo zaparzoną nikaraguańską kawę i miskę tropikalnych owoców. Goście leniwie przeglądają gazety wyglądając na ulicę, która budzi się do życia. Na drewnianym suficie stękając z wysiłku wiruje antyczny wentylator.

Chcemy uciec na plażę, zanim zrobi się naprawdę gorąco.
To pół godziny drogi w chmurze czerwonego kurzu na odkrytej ciężarówce, która podskakuje na wybojach. Samochód załadowany jest ludźmi i deskami surfingowymi.

Na wysmaganej wiatrem Playa Maderas słychać tylko huk fal oceanu. Dziesiątki surferów cierpliwie i metodycznie próbują złapać fale. Też postanawiamy sprostać wyzwaniu i bierzemy lekcję u doświadczonego instruktora.

Szkoła surfowania, Playa Maderas, San Juan del Sur, fot. M. Lehrmann

Szkoła surfowania, Playa Maderas, San Juan del Sur, fot. M. Lehrmann

Playa Maderas, San Juan del Sur, Nikaragua, fot. M. Lehrmann

Playa Maderas, San Juan del Sur, Nikaragua, fot. M. Lehrmann

Sztuka prymitywna, Playa Maderas, fot. M. Lehrmann

Sztuka prymitywna, Playa Maderas, fot. M. Lehrmann

Mimo że to wymagający żelaznej kondycji i niemało samozaparcia sport, dajemy się wciągnąć w desperacką walkę z żywiołem.

Surferzy obojga płci przechadzają się po plaży dumnie obnosząc swoje niewiarygodnie wytrenowane ciała. Początkujący adepci surfingu nie wyglądają jednak wcale tak samo glamour, usmarkani do pasa i plujący na oślep słoną wodą, która regularnie chluszcze im w twarz i szczypie w oczy.

Polowanie na fale, Playa Maderas, Nikaragua, fot. M. Lehrmann

Polowanie na fale, Playa Maderas, Nikaragua, fot. M. Lehrmann

Nie jest łatwo być początkującym, Playa Maderas, Nikaragua, fot. M. Lehrmann

Nie jest łatwo być początkującym, Playa Maderas, Nikaragua, fot. M. Lehrmann

Szkółka surfingowa, Playa Maderas, Nikaragua, fot. M. Lehrmann

Szkółka surfingowa, Playa Maderas, Nikaragua, fot. M. Lehrmann

Ich deski, na których ledwo udaje im się utrzymywać równowagę, mają ponad trzy metry długości i nawet nosić ich z gracją nie są w stanie.

Endorfiny zalewają nam jednak mózgi i w euforii nie dostrzegamy nawet, że nasze kolana są zupełnie purpurowe od uderzeń i wspięć na deskę. Zapominamy też o tym, że woda nie jest wcale cieplejsza niż Bałtyk latem i spędzamy w niej kilka godzin.

Walka z żywiołem, San Juan del Sur, Nikaragua, fot. M. Lehrmann

Walka z żywiołem, San Juan del Sur, Nikaragua, fot. M. Lehrmann

Zasłużony odpoczynek, San Juan del Sur, Nikaragua, fot. A. Mielczarek

Zasłużony odpoczynek, San Juan del Sur, Nikaragua, fot. A. Mielczarek

Hostel na plaży Maderas, San Juan del Sur, Nikaragua, fot. M. Lehrmann

Hostel na plaży Maderas, San Juan del Sur, Nikaragua, fot. M. Lehrmann

Z piersi wyrywa się nieskrępowany okrzyk radości, kiedy udaje nam się ujarzmić pierwszą falę i widzimy uniesiony w górę kciuk instruktora. Diacachimba!

Pod koniec dnia jesteśmy wykończeni i szczęśliwi, mimo że obolałe mięśnie zaczynają dawać się nam we znaki już przy przebieraniu. Nie możemy unieść rąk do góry!

Zachodzące nad oceanem słońce wygląda z naszego balkonu wyjątkowo malarsko. W ciągu pół godziny kolor nieba zmienia się kilkukrotnie, z pomarańczowego na czerwony, fioletowy z odbijającymi się na nim ciemnymi kształtami palm i w końcu czarny.

Jest na co popatrzeć. Surfer, Playa Maderas, Nikaragua, fot. M. Lehrmann

Jest na co popatrzeć. Surfer, Playa Maderas, Nikaragua, fot. M. Lehrmann

Margarita o zachodzie słońca nad Pacyfikiem, Playa Maderas, Nikaragua, fot. M. Lehrmann

Margarita o zachodzie słońca nad Pacyfikiem, Playa Maderas, Nikaragua, fot. M. Lehrmann

Wybrzeże Pacyfiku, San Juan del Sur, Nikaragua, fot. M. Lehrmann

Wybrzeże Pacyfiku, San Juan del Sur, Nikaragua, fot. M. Lehrmann

Ulice są znów gwarne po popołudniowej sjeście. W powietrzu unosi się zapach grillowanego mięsa. Z otwartych okien dobiegają fragmenty dialogów z telenoweli. Na balkonach dwupiętrowych zwykle domów bujają się w hamakach niewidoczne postacie. Turyści wylegają na bruk w poszukiwaniu kolacji.

Do wyboru mają wiele restauracji z bardzo zróżnicowanym menu, także europejskim. Znajdujemy nawet restaurację z oryginalnymi hiszpańskimi tapas. Po raz pierwszy od przyjazdu do Ameryki udaje nam się kupić wino i to w całkiem przyzwoitej cenie.

Przyzwyczajeni do karaibskiego tempa i ciszy chłoniemy wszystkimi zmysłami ten kalejdoskop dźwięków, obrazów, zapachów i smaków.

Księżycowe krajobrazy, Playa Maderas, Nikaragua, fot. M. Lehrmann

Księżycowe krajobrazy, Playa Maderas, Nikaragua, fot. M. Lehrmann

Surfowanie kończy się o zachodzie, Playa Maderas, Nikaragua, fot. M. Lehrmann

Surfowanie kończy się o zachodzie, Playa Maderas, Nikaragua, fot. M. Lehrmann

Chill out, Wybrzeże Pacyfiku, San Juan del Sur, Nikaragua, fot. M. Lehrmann

Chill out, Wybrzeże Pacyfiku, San Juan del Sur, Nikaragua, fot. M. Lehrmann

Późnym wieczorem nadmorskie restauracje zamieniają się w dudniące głośną muzyką dyskoteki. Deptakiem przetacza się banda młodych backpackerów w drodze z jednego do drugiego baru niosąc za sobą echo wesołych okrzyków, wyrazu młodości i beztroski. Diacachimba! – wrzeszczą.

Nawet jeśli twój hiszpański mógłby być lepszy, nie przejmuj się. Jak mówią Nica, jest diacachimba, czyli zajebiście.

0 komentarzy:

Dodaj komentarz

Chcesz się przyłączyć do dyskusji?
Feel free to contribute!

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *