Jest styczeń. Przybywam z zimnej Europy, gdzie ludzie chowają głowy w kapturach i pilnują swego interesu, dlatego po kilkukrotnym przejściu Caye Caulker w poszukiwaniu noclegu jestem kompletnie wyczerpana odpowiadaniem na pozdrowienia.
„Witamy na wyspie!” wywołuje już u mnie nerwową reakcję. Chyba muszę się zrelaksować, bo wydaje mi się, że wszyscy czegoś ode mnie chcą.
– Zgubiliście się? Widziałam was już wcześniej – zaczepia nas młoda rudowłosa Angielka, a ja się najeżam. Całe miasto nas już chyba widziało.
Z tymi wielkimi plecakami i ponurymi minami zwracamy uwagę, a ja najbardziej pragnę spokoju. Dziewczyna kieruje nas do taniego „hotelu”.

Budy w pierwszym rzędzie są dwa razy droższe niż te w drugim, Caye Caulker, Belize, fot. M. Lehrmann
W drewnianej budzie na plaży jest jedna żarówka, łóżko i prysznic z wodą z deszczówki. Butelka rumu kosztuje w markecie u Chińczyka jakieś 20 złotych. Raj.
Cały dzień siedzę na werandzie sącząc lokalne specyfiki bo wiem, że picie rumu przed południem nie oznacza, że jesteś alkoholikiem, a piratem. Zwłaszcza na Karaibach.
Proces wychodzenia z zimowej martwoty zajmuje mi więcej niż jeden dzień z rumem. Za to zauważam zdecydowaną poprawę nastroju.

Rybołówstwo to obok turystyki wciąż główne źródło utrzymania lokalnych rodzin, Caye Caulker, Belize, fot. M. Lehrmann
Kiedy sąsiadka z domku obok przybiega krzycząc, że na schodach siedzi u niej wielka iguana, przeciągam się leniwie.
– U nas żadnych gadów nie było – odpowiadam najspokojniej w świecie.
Miasto jest tak małe, że trudno się tu zgubić. Ma trzy główne ulice: Przednią, Środkową i Tylną.
Lokalni witają się zderzając pięści a potem przykładając je do serca. Na ulicy pełno jest muzyki.

Wózki golfowe i rowery to jedyne środki transportu na wyspie, Caye Caulker, Belize, fot. M. Lehrmann
Kiedy wieczorem znowu spotykamy Angielkę w restauracji, postanawiam potraktować to z wyspiarskim luzem.
– Trzeci raz, to chyba znak, żebyśmy się razem napili… – proponuję. – Co zamówiłaś?
– Homara. Trochę dekadencko, co? – zachwyca się dziewczyna. – Plus rum jako aperitif, digestif i zamiast wina. Nierozsądnie byłoby zamawiać tutaj cokolwiek innego – śmiejemy się.

Split, czyli kanał dzielący wyspę na dwie części powstał w wyniku uderzenia Huraganu Hattie w 1961 r., następnie poszerzony, Caye Caulker, Belize, fot. M. Lehrmann
W słoneczny dzień wszystkie białasy z zimnych krajów orbitują w okolicy Splitu, czyli kanału dzielącego wyspę na dwie części. Caye Caulker to po prostu wystający nad powierzchnię morza kawałek wapiennej skały pokrytej białym piaskiem z korali.
Tutejsza rafa jest częścią drugiego największego systemu raf na świecie – Wielkiej Mezoamerykańskiej Rafy Koralowej o długości ponad 700 km, która rozciąga się od Meksyku po Honduras.
Amatorów podwodnych przygód przyciąga szczególnie Blue Hole, czyli zapadła jaskinia tworząca podwodną studnię o głębokości ponad 120 m.
Caye Caulker jest popularnym przystankiem na tak zwanym Gringo Trail, szlaku najczęściej odwiedzanych przez turystów miejsc w Ameryce Środkowej, już od późnych lat 60.

„Nie karmimy rekinów!” głosi szyld agencji oferującej wycieczki ze snorkelowaniem, Caye Caulker, Belize, fot. M. Lehrmann
Nasza rudowłosa druidka, wychowana jak się okazuje przez hippisowskich rodziców, bezbłędnie namierza faceta, który krąży między plażowiczami ściskając w ręku jakieś bransoletki.
– Przypuszczam, że nie wiesz, gdzie porządna dziewczyna może tutaj dostać jakieś zioło? – pyta go zalotnie.
– A od czego ja tu jestem? – uśmiecha się nieznajomy.
Jego kreolska angielszczyzna jest tak osobliwa, że rozumiemy może połowę z tego co mówi, ale zapraszamy go na szklaneczkę rumu.
Jak to pirat z piratem, dogadamy się bez słów.
Ya man!
Dodaj komentarz
Chcesz się przyłączyć do dyskusji?Feel free to contribute!